Do czego może się przydać złość?

Złość to trudne uczucie. Często się jej boimy. Podobno szkodzi piękności, ale może też wyrządzić szkody w relacjach. Tak jak chłopaki „nie płaczą”, tak dziewczynki mają być „miłe” – czyli nie okazywać złości. Czy na pewno to taki świetny pomysł?

Na krótką metę może to być dla rodziców wygodne: nauczyć dziecko, że złoszczenie się skutkuje karą. Tak „wytrenowana” pociecha sprawia mniej kłopotów, łatwiej adaptuje się w grupie, jest po prostu – jak to się mówi – grzeczna. Ale nie bez przyczyny doświadczeni psychoterapeuci mawiają: „Widzisz depresję, szukaj złości”. Niewyrażanie jej na dłuższą metę prowadzi do objawów depresyjnych: obniżenia nastroju, utraty zdolności do cieszenia się, braku energii. Jak trudno jest się z tym mierzyć, najlepiej wiedzą ci, którzy tego doświadczyli.

Wniosek z tego prosty: złość jest ważna.

W takim razie – co jest nie tak? Co takiego strasznego jest w złości, że wiele osób wystrzega się jej jak ognia? Często to, czego się obawiamy, to niszczenie relacji.

Czujemy, że złość wiąże się z destrukcją. I może tak być – ale nie musi! Niszczący albo budujący może być sposób wyrażania tego uczucia, ale nie ono samo.

W wielu rodzinach nie udało się znaleźć sposobu na to, jak się bezpiecznie złościć, czyli jak konstruktywnie tę emocję wyrażać. Kojarzy się to częściej z krzykiem, awanturami i zachwianym poczuciem bezpieczeństwa, niż z dbaniem o siebie czy stawianiem dobrych i potrzebnych granic. Jeśli ktoś ma takie doświadczenia z rodzinnego domu, to złość będzie budziła w nim lęk. Także wtedy, kiedy rodzice obawiali się tego uczucia i byli od niego odcięci. Można wtedy nie mieć kontaktu ze swoją złością. Na co nas to naraża?

Zwiększone ryzyko depresji to tylko jedno z kilku zagrożeń. Inne niebezpieczeństwo jest takie, że kiedy jesteśmy odcięci od złości, trudno nam rozpoznawać swoje granice. Bo złość jest często sygnałem, że jakaś granica została przekroczona.

Dzięki niej wiemy, czego nie chcemy i na co się nie zgadzamy.

Jeśli tego nie odczuwamy, dużo łatwiej będzie nam pozwolić, by inni nas wykorzystywali – a stąd prosta droga to przemęczenia, wypalenia, frustracji.

Złość daje też siłę do działania. Gdy coś nam się nie podoba, to ona daje nam energię, dzięki której możemy to zmienić.

Złość pomaga stawać w obronie siebie i innych, a także w obronie wartości, które są dla nas ważne. Blokowanie jej odcina nas od siły, którą w sobie mamy. Skąd wiedzieć, czy odcinamy się od złości? Pierwsze pytanie to czy w ogóle ją odczuwamy. Jeśli nie – to odpowiedź jest jasna. Drugie pytanie to takie, czy obawiamy się złości. Jeżeli tak, to znaczy, że nie wiemy, ile jej w sobie mamy. Gdy ją dopuścimy i zobaczymy, ile jej jest – przestaniemy się obawiać.

Odcinanie się to jeden z biegunów. Druga skrajność to złoszczenie się na wszystko i wszystkich. Pewnie dlatego złość zyskała miano negatywnego uczucia: bo miewamy z jej powodu kłopoty.

Tak się dzieje wtedy, kiedy nasza reakcja emocjonalna staje się nieproporcjonalna do tego, co się rzeczywiście dzieje. Ktoś przed nami powoli rusza na zielonym świetle, a nas zalewa wściekłość. Trąbimy i wykrzykujemy słowa, których nie powtórzylibyśmy przy dzieciach. Wiele osób doświadcza tego, że pod wpływem złości przestają nad sobą panować. Zapewne dlatego, że nie miały okazji nauczyć się, jak można wyrażać to uczucie w bezpieczny sposób i robić z niego dobry użytek.

Obserwując impulsywnego rodzica, dziecko może wybrać jedno z dwóch rozwiązań: „zamrozić” złość i przestać ją odczuwać albo tak jak matka czy ojciec pozwolić, by nimi kierowała.

Nadmiarowe przeżywanie złości może być też pewnym etapem w rozwoju.

Jeśli byliśmy nauczeni ją blokować i udaje nam się ją dzięki terapii czy innym rozwojowym doświadczeniom dopuścić, to przez jakiś czas możemy przeżywać ją bardzo intensywnie.

Co robić ze złością, żeby nie niszczyła i mogła nam się przydawać?

Po pierwsze – starać się być jej świadomym. Obserwować sygnały z ciała, które jako pierwsze daje nam o niej znać. Czujesz przypływ energii? Ręce zaciskają ci się w pięści? Serce bije szybciej, trudno ci usiedzieć w miejscu? Masz ochotę krzyknąć albo coś rozwalić? To jest złość. Kiedy uda się ją w porę zauważyć, można zapytać siebie: co mogło mnie rozzłościć? Czy ta sytuacja przypomina mi coś z przeszłości?

Dobrze jest też spróbować doświadczyć w pełni tego, co się czuje. Nie oceniać siebie i swoich uczuć ani nie starać się ich jak najszybciej pozbyć. To może być trudne, ale warto spróbować. Jeśli nie będziemy „przeganiać” złości— w końcu minie.

Warto też zadać sobie pytanie: do czego popycha mnie złość?

Co mam ochotę zrobić? Czy na dłuższą metę to będzie dla mnie korzystne, czy spowoduje kłopoty? A może w tej sytuacji złość oznacza, że potrzebuję zaznaczyć swoje granice albo postarać się zmienić coś, co mi nie odpowiada?

Jeśli często czujemy się wściekli i mamy poczucie, że nas to zalewa, nie pozwala myśleć, albo wyrządza duże szkody w relacjach, to warto pomyśleć o terapii. Podobnie gdy widzimy, że zupełnie nie mamy kontaktu ze złością. Dużo można też się nauczyć, biorąc udział w warsztatach – będąc w grupie, korzystamy też z doświadczenia innych i poznajemy rozwiązania, które u kogoś się sprawdziły.

Wracając do znanego powiedzenia – nie wiem, czy rzeczywiście złość piękności szkodzi, ale z całą pewnością niezłoszczenie się szkodzi i zdrowiu, i relacjom.

Złośćmy się więc na zdrowie. Byle przytomnie. Wtedy nie ucierpimy na tym ani my, ani otoczenie.

Share on Facebook0Tweet about this on TwitterEmail this to someone

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. Więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close