Smutny Polak przed szkodą – dlaczego się nie uśmiechamy?

Słoneczny lipcowy dzień, ani za ciepły, ani za zimny, taki w sam raz. Idąc wzdłuż jednej z miejskich alejek łapię wakacyjne promienie. W pewnym momencie naprzeciwko dostrzegam długonogą i długowłosą piękność, która widocznie również postanowiła czerpać z lipcowych dobroci aury. W miarę, jak zbliża się do mnie, jej ruch i sylwetka stają się coraz bardziej znajome. I nagle olśnienie! No tak! Przecież to koleżanka z dawnej pracy. Ona też mnie dostrzega i rozpoznaje! Okrzyki powitania, uściski, zachwyty, całusy, ochy, achy i pełne euforii licytowanie, kto piękniej wygląda, kto w ogóle się nie zmienił i czyj zegar biologiczny tyka wolniej. Ot, takie klasyczne miłe spotkanie na ulicy. Kiedy pożar wzajemnych zachwytów zostaje opanowany, w scenariuszu takiegoż spotkania niemal zawsze pojawia się sakramentalne pytanie: „Co u ciebie?” I niemal zawsze pada odpowiedź, która sprawia, że słońce zaczyna zachodzić, wiatr wiać, a chmury gęstnieć. „Nic nowego”, „Jakoś leci”, „Po staremu”, „Bez zmian”, „Stara bieda”, „Nic specjalnego”, „Praca – dom – praca – dom” – to skrócony katalog klasycznych odpowiedzi. Po nich zwykle pojawia się potwierdzenie drugiego rozmówcy, że u niego też jest „jakoś”, „bez zmian” i „po staremu”. Nawet jeśli jest piękną młoda dziewczyną, która właśnie awansowała i niebawem wyjdzie za mąż. Bo przecież „tyle nowych obowiązków, których nie ogarnia”, „przygotowania do wesela takie czasochłonne”, a „wszystko drogie” i „trudno coś wybrać, bo za dużo tego”.

Znasz to? Na pewno znasz! I czy ty też nie potrafisz przypomnieć sobie, kiedy ostatnio ktoś ci powiedział, że u niego jest po prostu fajnie? A kiedy ty ostatnio tak odpowiedziałeś?

Bunt przeciwko „jakoś”

To smutne, ale… jesteśmy smutni. My – Polacy, którzy mamy i morze, i góry. My – Polacy, którzy nie doświadczamy nocy polarnej i mamy w roku trochę lata. My – Polacy, którym na ogół nie brakuje wody. My, Polacy jesteśmy smutni, a nasze życie jest tylko JAKIEŚ! Stanowczo się na to nie godzę!

„Często przy okazji pobytu w Polsce zastanawiam się, czemu ludzie są tam tak strasznie smutni, jakby chcieli pokazać całemu światu, jak im jest źle i ciężko. Kiedy wyjdę na ulicę, widać ponurych ludzi, w sklepach i restauracjach jest podobnie – nikt się nie uśmiecha, czy naprawdę jest nam aż tak źle? Czemu Polacy nie potrafią po prostu, tak bez powodu albo chociażby dlatego, że nie mają powodu do smutku się uśmiechać na ulicy czy w pracy? Bo przecież brak powodu do smutku jest doskonałym powodem do uśmiechu i radości, że nas nie spotkało nic złego. Czy naprawdę nam Polakom do radości potrzebne jest wielkie święto, a na co dzień to wystarczy, jak nie płaczemy? Kiedy przyjechałam do państwa, w którym żyję od paru lat, wydawało mi się dziwne, że wszyscy są tacy zadowoleni i z uśmiechem na ustach pozdrawiają przechodniów, teraz jednak sie przyzwyczaiłam do tego i żal mi, że moi rodacy nie potrafią być zadowoleni i uśmiechnięci tak po prostu” – pisze jedna z internautek.

Nie należy generalizować, ale tak smutno widzi nas świat. Gdy piszę te słowa, mój osobisty bunt przeciwko „jakoś” wzbiera coraz bardziej, a pytanie „Dlaczego?” samo ciśnie się na usta.

Odpowiedzią mogą być badania dr Jakuba Krysia z Polskiej Akademii Nauk, który wziął pod lupę stan zadowolenia różnych narodów i przyczyny takiego stanu. Okazało się, że w różnych krajach różnie odbiera się uśmiechniętego człowieka. Dla jednych ( na czele tej grupy stoją Niemcy i Szwajcarzy ) uśmiechnięty człowiek postrzegany jest jako kompetentny i inteligentny, dla innych natomiast – a mowa o tzw. „krajach o dużym współczynniku niepewności” – uśmiech odbierany jest jako przejaw… głupoty i złych intencji. „Mistrzami niepewności” okazują się Japończycy, Koreańczycy czy Rosjanie. Polakom jeszcze daleko do tej smutnej czołówki, ale i my znajdujemy się „pod kreską”.

Nasze ponuractwo wynika więc z niepewności i braku zaufania do drugiego człowieka. Nie wierzymy w dobre intencje bliźniego i w jego bezinteresowność. Od razu dopatrujemy się nieczystych zamiarów. Obawiamy się, że zostaniemy ocenieni jako niepoważni i głupi, po prostu czujemy się niepewni i niedowartościowani. Dlatego naturalne jest dla nas, żeby było „jakoś”.

Chcę być głupia! Szukam chętnych!

Krzyczę po raz kolejny – JA SIĘ NA TO NIE GODZĘ! Tym bardziej, że ostatnio sama łapię się na skwaszonej minie i odpowiedziach typu „Szału nie ma”. I dopiero kiedy zaczynam się zastanawiać, dlaczego „szału nie ma”, to dochodzę do wniosku, że nie mam racji. Pora więc wypowiedzieć wojnę maruderstwu i czarnowidztwu! Tylko gdzie szukać recepty na to narodowe schorzenie? Może wyda się to naiwne, ale proponuję skierować się w świat dzieciństwa i dziecięcych lektur. „Gra w zadowolenia” to patent Polyanny – kto czytał, ten wie, kto nie miał tego szczęścia, temu wyjaśniam: dziewczynka była sierotą, pewnego dnia w paczce misjonarskiej dla ubogich dzieci, zamiast wymarzonej lalki, znalazła kule ortopedyczne. Wówczas wytłumaczono jej, że w każdej sytuacji powinna znajdować dobre strony. Jakie? A na przykład takie, że jest zdrowa i te kule nie są jej potrzebne.

Proste? Proste! Może więc spróbować? Nie naprawimy świata od razu, ale sprawdźmy, co się stanie, kiedy przy najbliższej okazji, podczas zwyczajowego small talk zamiast „Jakoś leci”, odpowiemy: „U mnie dobrze. Byłam na wakacjach. Jestem zdrowa. Mam pracę i w dodatku upiekłam dobre ciasto.” Proste, małe i oczywiste rzeczy. A wiesz, ilu ludzi ich nie ma?

Polko i Polaku! Naprawdę nie trzeba trafić szóstki w totka czy wygrać prestiżowego międzynarodowego konkursu, żeby w życiu było dobrze! Szczęście – tak jak dom – buduje się z małych cegieł. Zacznijmy więc widzieć to, co mamy, a nie to, czego nam brakuje! Zacznijmy skupiać się na połowie wody, która nam w szklance zostaje, a nie na tej połowie, którą już wypiliśmy! I przestańmy zadręczać się tym, co się stanie, jak wypijemy resztę.

Próbujemy? Ryzykujesz? Wchodzisz w to? Co możesz zyskać, dzięki jednemu, szczeremu, pełnemu radości uniesieniu kącików ust? Możesz zyskać nowych znajomych i zainteresowanie innych, przy okazji dotlenisz swój mózg, wygimnastykujesz twarz, poprawisz swój nastrój i sprawisz, że ludzie będą postrzegać cię jako osobę atrakcyjną fizycznie.

Co mamy do stracenia? Najwyżej opinię poważnej osoby i to, że ktoś uzna nas za głupich. Ale chyba wolę być głupia, niż ponura. Uśmiechajmy się więc!

Share on Facebook0Tweet about this on TwitterEmail this to someone

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. Więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close