Życie pod pantoflem

O pantofelku w szkole uczyli się wszyscy. Do dziś pamiętam, że jednokomórkowy, pamiętam jego kształt, bo musiałam rysować go w zeszycie od biologii. Więcej nie pamiętam, zawsze mogę zajrzeć do Wikipedii, tylko po co? Interesuje mnie inny pantofel.

Pantofel domowy. Jednak nie chodzi tu o damski obuw (to byłaby ładna liczba pojedyncza od “obuwia”, gdyby tylko istniała), zwykle wykonanego z jakiegoś miękkiego materiału. Zdarzają się oczywiście pantofle sztywne, na koturnach, i na szpilkach. Dla mnie rzecz niepojęta, ale nie ja jedna po świecie w butach chodzę. Ja na płasko lubię, ale ponoć kobietom, które wciąż chodzą na wysokich obcasach, na płaskim jest niewygodnie. I skoro istnieją trampki na koturnie, to niechże i sobie będą pantofle na szpilkach, a co tam. Niech każdy nosi to, co lubi. Najczęściej jednak pantofel jako element damskiej garderoby dolnej jest miły i wygodny, a ten, który mam na myśli, być może jest i miły, ale tylko powierzchownie.

To nie jest kącik ani przyrodniczy, ani tym bardziej obuwniczy, dlatego dwa pierwsze akapity można było pominąć, ale skoro już zostały przeczytane, to trudno. Zatem nie chcąc dłużej marnować Waszego czasu, przechodzę do meritum. Będzie o związkach, pantofla z pantoflarą i/lub pantoflarza z pantoflówą. To, że takie związki istnieją, każdy wie, bo każdy w takim związku albo kiedyś był, być próbował albo co gorsza jest, albo chociaż zna kogoś, kto w takim związku jest lub był. Rozpoznanie takiego układu jest dość proste: jedna ze stron ustala zasady, a druga się do nich stosuje. To może być układ damsko męski, męsko damski, męsko męski, czy damsko damski. Jednak dla uproszczenia i żeby nie mnożyć przykładów i konfiguracji, przyjmijmy, że to:

Pani Pantofel i Pan Pantoflarz.

Pani Pantofel decyduje zarówno o obowiązkach, jak i przywilejach Pana Pantoflarza, jest władzą absolutną: sama stanowi prawo, sama je interpretuje i sama sądzi. Pan Pantoflarz jest zdany jest na jej łaskę i niełaskę, na jej humory, fochy, gorsze i lepsze dni, samopoczucie, potrzeby, wymagania i zachcianki. Kto przy zdrowych zmysłach godzi się na taki układ, masochisty nie licząc? Kto nie lubi wolności własnej? Kto dobrowolnie rezygnuje z należnych mu przywilejów i oddaje swój los w ręce drugiej osoby? Ktoś, kto się boi. Ktoś, komu daje się do zrozumienia, że jak się zbuntuje, to coś straci. Pani Pantofel wysyła sygnał: jeśli nie będziesz robił tak jak ja mówię, to (do wyboru):

  • obrażę się,
  • strzelę focha,
  • nici z seksu,
  • zrobię awanturę,
  • nie będę się odzywać,
  • nie zjesz obiadu,
  • nie będziesz się mógł bawić z naszymi dziećmi,
  • i inne bardziej lub mniej absurdalne opcje.

Pani Pantofel to najczęściej osoba w towarzystwie nic do powiedzenia nie mająca. Cicha, nieśmiała, uśmiechnięta, skromna. Nikt postronny się nie domyśli, jakie chmury w jej głowie się kłębią. Tylko Pan Pantoflarz po drganiu kącika jej ust jest w stanie rozpoznać faktyczny nastrój swojej pani i czekającą go w domu awanturę. Choćby stawał na rzęsach, ona i tak znajdzie coś, co jej się w jego zachowaniu nie spodobało. I tak będzie foch/ awantura/ brak seksu / inna kara (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać). A on, wiedząc przecież o tym, bo nauczony wieloletnim doświadczeniem, i tak będzie na tych rzęsach stawał. I tak zrobi wszystko, żeby nieuniknionej kary uniknąć. Tym sposobem utwierdza tylko Panią Pantofel w przekonaniu, że jej myślenie jest słuszne, bo przecież działa. Jeśli za każdym razem on staje w kącie, w którym ona go postawi, to przecież ona w tych kątach stawiać go nie przestanie. To po co on tam staje? Dlaczego gdzieś indziej nie pójdzie?

Dlaczego zabiega o względy tej bezwzględnicy?

Bo może żadna ciotka mu nie powiedziała, że nie na tym polega związek. Żaden wuj na spotkaniach rodzinnych nie wspomniał, że miłość nie polega na zarządzaniu drugim człowiekiem, na planowaniu każdego jego ruchu, na kontrolowaniu i decydowaniu o jego losie.

Pani Pantofel też nikt tego nie powiedział. Albo może właśnie powiedział, tylko coś odwrotnego zupełnie? Na przykład, że chłopa trzeba krótko trzymać, żeby nie uciekł? Ona myśli, że miłość daje jej prawo własności. Odkąd się z nią związał, Pan Pantoflarz przestał być Władkiem, Krzyśkiem, czy Antonim, stał się “mój ci onym”. “Mój mąż”, “ten mój”, “mój stary”. A on jest swój przecież, swój chłop. A Pani Pantofel, która może i na początku za tę swojskość go lubiła, szybko zaczęła przestawiać go na “mojskość”. Bo go posiadanie jej wartość podnosi, ma posłusznego mężczyznę u boku i na własność. I już nie musi się w towarzystwie odzywać, wystarczy, że on to zrobi, a ona już powie co o tym myśli, ale później, nie przy świadkach. Przy świadkach jest miła, wesoła i uśmiechnięta. W domu dopiero będzie sobą, pazury pokaże, oczy wydrapie. To społecznie akceptowana forma przemocy domowej, bo to przecież takie zabawne, że “ona go tak krótko trzyma”.

Mnie to nie bawi. Natomiast odczuwam ogromną satysfakcję, kiedy Panu Pantoflarzowi udaje się spod Pantofla wydostać, czy to fizycznie, czy psychicznie. Kiedy zrozumie, że wolność jest najwyższą wartością i nie wypada z niej ot tak rezygnować dla czyjegoś widzimisię. Mam nadzieję, że i ona to zacznie rozumieć. Człowiek ma przywilej zarządzania tylko jedną osobą – sobą samym. I na tym niech się pani skupi Pani Pantofel, niech pani rozwija swoje pasje, delektuje się własnym życiem, zamiast zatruwać cudze.

Share on Facebook0Tweet about this on TwitterEmail this to someone

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. Więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close