Tyle się mówi o stawianiu dzieciom granic. O tym, że to daje im poczucie bezpieczeństwa. A także o tym, że my, rodzice, musimy być dla swoich pociech autorytetem, bo uczą się przez naśladowanie. I to wszystko to prawda.
Dobrze, gdy dbamy o zdrowie czy bezpieczeństwo naszych dzieci. Czasem pokręcą nosem, kiedy im czegoś zabraniamy, ale wewnętrznie rodzi to w nich poczucie, że o nie dbamy. Zwłaszcza kiedy robimy to spokojnym głosem, tłumacząc dziecku dlaczego tak zdecydowaliśmy. Dobrze też, kiedy dziecko widzi w nas fajnych dorosłych. Postępujących dojrzale, radzących sobie ze światem zewnętrznym i jego problemami, mających fajne i zdrowe relacje z mężem, żoną czy przyjaciółmi. Kiedy w dojrzały sposób potrafimy też zaakceptować nasze niepowodzenia, przyznać się do winy czy potrafimy nazywać emocje po imieniu. To wszystko jest bardzo, bardzo ważne i sprawia, że wychowujemy dziecko na fajną, zaradną osobę.
Jednak jest tu jeden haczyk, na który łapie się wielu rodziców.
Wiele osób, starając się postępować według powyższych zasad zapomina o swoim wewnętrznym dziecku. A to ono daje nam chwile największej, beztroskiej radości. Momenty, dzięki którym ładujemy akumulatory energetyczne, obniżamy poziom stresu, dzięki czemu lepiej możemy sobie potem radzić z codziennymi sprawami. Najlepsi psychoterapeuci zalecają, aby dopuszczać do głosu swoje wewnętrzne dziecko codziennie: kiwając nóżką do ulubionej muzyki po przebudzeniu czy podczas żartów w przyjaciółmi. Przykłady można by mnożyć, każdy powinien „porozmawiać” ze swoim wewnętrznym dzieckiem i zapytać go, co by mu sprawiło przyjemność. Brzmi banalnie, ale zadbanie o tą cześć swojej osoby ma naprawdę ogromny wpływ na nasze poczucie radości czy na zdrowie (obniża ciśnienie, podnosi odporność, zmniejsza ryzyko zachorowania na raka).
A jak to się ma do naszych realnych dzieci?
Zastanówcie się, kochani rodzice, czy chcecie, aby wasze dziecko w przyszłości wyrosło na człowieka radosnego, pełnego optymizmu? Czy chcecie, aby potrafiło się cieszyć z tego, co ma, zamiast ciągłych dążeń do kolejnych celów? Czy chcecie, aby potrafiło wyrażać swoje emocje, śmiać się i płakać? Żeby nie stało się tylko dorosłym-dorosłym ale takim dorosłym, który szanuje i dba o swoje wewnętrzne dziecko? Żeby kiedyś przekazało tą radość dalej, swoim dzieciom? To niewidzialna, wewnętrzna nić, dzięki której świat ma więcej barw. Ogromny dar, który możemy dzieciom tak łatwo przekazać.
A teraz przejdźmy do spraw bardzo przyjemnych. Co rodzice mogą zrobić w praktyce?
1. Nie bądź dorosłym, który „siada pobawić się z dziećmi”, ale baw się naprawdę! Niech przeniknie cię ta sama potrzeba zabawy co dzieci! Dzieci czują ogromną różnicę!
2. Urządzaj magiczne, rodzinne święta! Ciesz się przystrajaniem domu, choinki, wybieraj/rób z dzieckiem ozdoby, pielęgnuj te zwyczaje, które w dzieciństwie sprawiały Ci radość albo poszukaj nowych.
3. Żartuj z dzieckiem! Poczucie humoru to ogromne bogactwo, a wynosi się je głownie z domu!
4. Na plaży zróbcie z piasku wielki zamek z fosą, zbierajcie muszelki, szukajcie bursztynów. Albo zakopcie się nawzajem po głowę w piachu.
5. Lubisz tańczyć? Śpiewać? (nie umiesz tylko lubisz) Rób to przy dziecku kiedy tylko najdzie Cię ochota, a wierz mi, że prędko dołączy do Ciebie!
6. Angażuj dziecko w swoje pasje! Cokolwiek by to nie było: wspólne wycieczki na rower, kajak, czytanie książek. Chyba, że masz typowo dorosłe hobby albo Twoje dziecko nie ma na coś ochoty, wtedy uszanuj jego decyzję, ale sam nie rezygnuj nigdy z tego co kochasz! Pokażesz mu wtedy, że warto dbać o samego siebie i swoje szczęście, dzięki czemu ono w przyszłości też będzie o siebie dbało!
7. Przede wszystkim odpuść czasem kontrolę! To nic, że się czasem ubrudzicie w błocie albo zmokniecie – pokaż dziecku, że nie warto aż tak się wszystkim przejmować – będzie wtedy odporniejsze psychicznie jako dorosły.
I na koniec jakże prawdziwy banał:
SZCZĘŚLIWY RODZIC = SZCZĘŚLIWE DZIECKO
Powodzenia! 🙂